Lisa Taddeo przejechała pół kraju w poszukiwaniu swoich bohaterek. Spędziła osiem lat, grzebiąc w czeluściach ich intymnych zakamarków. Czytając o tym, jak Maggie, Sloane i Lina poszukują autentyczności, pożądania i emocjonalnej obecności u swoich partnerów, miałam wrażenie, że czytam o czymś niezwykle uniwersalnym. Ich historie są jednak wyjątkowo trudne do przełknięcia - obnażają przemocową dynamikę damsko-męskich relacji i pokazują, jak trudno jest kobietom bronić swoich seksualnych wyborów.
Zanurzając się w opowieść Maggie, obezwładnia mnie poczucie niesprawiedliwości. Najpierw grupowo zgwałcona, potem jako siedemnastolatka oszukana przez nauczyciela, w którym szukała ukojenia. Trudno jest wyobrazić sobie, że ktoś, kto rozbudzał twoje pożądanie, dawał poczucie bezpieczeństwa, akceptację i zrozumienie, nagle wypiera się twojego istnienia. Co dopiero, kiedy próbujesz pociągnąć go do odpowiedzialności prawnej, a cała społeczność uznaje twoją krzywdę za wymysł nastoletniej wyobraźni.
Z historią Liny nieco łatwiej się utożsamić. Nieszczęśliwe, wieloletnie małżeństwo, partner, który widzi cię, lecz nie dostrzega twoich potrzeb, a to wszystko opakowane w wyidealizowane wyobrażenie o licealnym romansie. Ile razy, poznając nowego partnera, zmieniamy wszystkie dotychczasowe plany? Ile razy budzi się w nas gotowość, by rzucić dla niego wszystko? Śledząc, jak Lina lawiruje pomiędzy dziećmi, niekochającym mężem, pracą, a wyczekanym romansem, odnoszę wrażenie, że nie ma w tym wszystkim przestrzeni dla niej samej. Jest gotowa ryzykować, łamać przepisy, byle tylko mężczyzna nie odwołał spotkania. Ucieka więc przed nużącą rzeczywistością, poszukując ekscytacji. Problem leży w tym, że jak tylko osiągnie wyczekany szczyt, do gry wkracza pustka. Kochanek, nonszalancko nazywając ją „kiddo”, ulatnia się i tym sposobem ucieczka trwa w najlepsze.
„Trzy kobiety” to przede wszystkim opowieść o pożądaniu i braku kulturowego przyzwolenia na transparentność naszych seksualnych wyborów. Każda z bohaterek mierzy się ze stygmatyzacją, zazdrością ze strony innych kobiet lub kompletnym brakiem zrozumienia jej potrzeb. Taddeo nie moralizuje, nie ocenia żadnej ze swoich bohaterek. Robi miejsce na to, aby ich historie wybrzmiały bez udziału męskiej narracji. Pozornie wydawałoby się, że wstyd wokół kobiecej seksualności należy do zamierzchłych czasów. Po lekturze „Trzech kobiet” dochodzi do mnie jednak smutny wniosek, że o kobiecym pożądaniu nadal trzeba mówić szeptem.
Comments